Mr. Fenris/Dr. Wolf
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
AutorWiadomość
Fenris
Fenris
Bosozoku
If it bleeds, I can fix it.
If it sparks, I can fix it.
If not, I can change it.
James "Fenris" Blackwolf Twój przyjazny protetyk z sąsiedztwa, właściciel kliniki "Fenris Solutions" Gantai, Apteczka (I)
https://oldbutgold.forumpolish.com/t100-mr-fenris-dr-wolf https://mirai-jisei.forumpolish.com

Post dodany: 19/9/2021, 22:43
image_fiche

Dr. Fenris/Mr. Wolf

icone_membre

Imię i nazwisko: James Blackwolf
Grupa: Yamaguchi (Bosozoku)
Data urodzenia: 01.07.2060 [28]
Wzrost i waga: 190cm | 90kg
Zawód:  Chirurg protetyk
Kolor włosów: Czarny
Kolor oczu: Ciemnobrązowy

Atrybuty

Krzepa
⚪⚪⚪
Zręczność
⚪⚪⚪
Specjalizacja (Protetyk)
⚫⚪⚪
Perswazja
⚪⚪⚪
Percepcja
⚫⚪⚪
Intuicja
⚪⚪⚪
Silna wola
⚪⚪⚪
Siła duchowa
⚪⚪⚪

Predyspozycje

Urok osobisty
Zwinne palce

Wady

Gajin
Arachnofobia

Freedom

Doktor, protetyk, biotechnolog o przeszłości równie wątpliwej, co jego motywacje. Mimo wszystko, jeśli potrzebujesz porządnej opieki medycznej, zgłoszenie się do niego nigdy nie wyjdzie ci na złe.

Podobno ilekroć los zamyka przed nami jakieś drzwi, gdzie indziej otwiera nowe. Zawsze.
Właśnie taką postawą James próbował podnosić się na duchu mniej więcej od dnia pamiętnej prezentacji swojego wynalazku, momentu wejścia na pokład prywatnego samolotu w San Jose, poprzez całą podróż do Tokio, problemach w kraju kwitnącej wiśni, na stanięciu pod siedzibą FujiLab, wypisaniu ze szpitala i otworzeniu swojej własnej kliniki skończywszy. Ale od początku...


Fenris Biotechnics

Stany Zjednoczone, 2085 rok.
Fenris Biotechnics - Solidna nazwa dla niezbyt solidnej grupy, będącej raczej ambitnym i obiecującym startupem, aniżeli pełnoprawną firmą. Ilość pomysłów była odwrotnie proporcjonalna do środków na ich realizację, a nawet w dobie prężnego rozwoju na polu biotechnologii i protetyki, znalezienie dobrych inwestorów okazało się nader trudnym wyzwaniem dla Jamesa i Aarona, dwójki założycieli Fenrisa. Podejmowanie się usług outsourcingowych na rzecz innych firm nie rozwiązywało problemu, a krótkoterminowe kontrakty zmuszały do przeskakiwania z kwiatka na kwiatek. Co prawda zapewniało to „firmie” jakieś zyski i dawało cenne doświadczenie, pozwalając kontynuować pracę nad projektem „N.I.C.E.” jednak w miarę upływu czasu brak stałego dochodu stawał się  coraz to bardziej nużący. Na tyle, iż znużenie zmieniło się w zniecierpliwienie, a zniecierpliwienie w desperację.

Ponoć podejmowanie trudnych wyborów staje się znacznie łatwiejsze, jeśli w zasięgu wzroku nie ma żadnych lepszych alternatyw. W przypadku Jamesa i Aarona, dość szybko zgodzili się podjąć większe ryzyko w celu dopięcia swego. Aaron zaciągnął odpowiednio dużą pożyczkę, aby starczyło im środków na dokończenie prac nad ich wynalazkiem, James natomiast poprzez łut szczęścia - i nielegalnie zdobytą wejściówkę VIP na coroczny festiwal technologii w Dolinie Krzemowej - trafił wreszcie na potencjalnych inwestorów z którymi to po odpowiednio długim urabianiu, udało się umówić na wstępną prezentację wynalazku.

Powiedzieć, że Aaron nie posiadał się ze szczęścia, to delikatne niedopowiedzenie. Jeśli wierzyć zeznaniom świadków, tego samego wieczoru w miejscowym barze udowodnił, iż można przepić  butelką Macallana benzyną, podpalonym kieliszkiem Stroha 160 i jakimś cudem nie ulec samospaleniu.


N.I.C.E.

Interfejs Neuralny połączony z wzmacniaczem węwnątrzczaszkowym, inaczej NICE. (Neural Interface & Cranial Enhancer) Łączony bezpośrednio z pniem mózgu implant odchodzący od podstawy czaszki przez cały kark - Dość duży wszczep, którego zadaniem jest zarówno przekazywanie i wzmacnianie sygnałów wychodzących z mózgu do bionicznych kończyn, jak również zbieranie i filtrowanie informacji zwrotnych oraz przetwarzanie ich przez wbudowany mikrokomputer, aby po połączeniu z dowolnym kompatybilnym urządzeniem w kilka sekund zdiagnozować stan wszystkich wszczepów i protez pacjenta. Co prawda wymagałyby one kalibracji z samym interfejsem, jednak dzięki temu, użytkownik może niemal w czasie rzeczywistym monitorować stan swoich „ulepszeń”, a i sam uproszczony system diagnozy mógłby okazać się znaczną pomocą również i dla lekarzy, zarówno przy różnych, drobniejszych zabiegach „zmodyfikowanych” pacjentów, jak i poważniejszych operacjach na szerszą skalę.

Dodatkowym, być może kluczowym atutem jest również wspomniane filtrowanie sygnałów, dzięki czemu interfejs odciąża nieco układ nerwowy posiadacza oraz działa również jako swoisty „bezpiecznik”, chroniąc zarówno protezy, jak i sam mózg użytkownika przed niebezpiecznymi wyładowaniami, czasem towarzyszącym poważniejszym usterkom czy bezpośrednim porażeniu prądem, który mógłby zniszczyć co wrażliwsze implanty, nierzadko wywołując reakcję łańcuchową prowadzącą do ataków padaczki, utraty przytomności, uszkodzenia mózgu czy w skrajnych przypadkach nawet śmierci użytkownika.



”Go Big or Go Home”


Zgodnie z umową, inwestorzy skontaktowali się ponownie po kilku dniach, aby dwójka mogła zaprezentować dokładniej swój wynalazek i opowiedzieć o jego funkcjonowaniu i możliwych aplikacjach. Zdalna prezentacja przebiegła całkiem pomyślnie, podnosząc twórców na duchu, jak i również nieco jaśniej nakreślając oczekiwania inwestorów względem ich projektu. Co jednak było najważniejsze, wyrazili oni chęć zorganizowania „pełnoprawnej” prezentacji na żywym obiekcie... to jest ochotniku, którego mogliby zapewnić.

Dwójka naturalnie uznała to za znak, iż szczęście wreszcie może się do nich uśmiechnąć. Przyjęli propozycję, a na przestrzeni kolejnych tygodni, stopniowo zaczęli dostosowywać swój implant, aby był kompatybilny z ochotnikiem - którym okazał się być leciwy już weteran wojenny, który utracił po kolei wszystkie cztery kończyny, zastępując je protezami.

Ustalono wreszcie ostateczny termin prezentacji, który to zbliżał się nieubłaganie, podczas gdy Aaron i James dokładali wszelkich starań, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik, przygotowano się do wszczepienia implantu na miejscu, ustalono też miejsce spotkania, pozostało więc tylko wypaść jak najlepiej i trzymać kciuki za sukces.


Dzień, który zmienił wszystko

Wybiła godzina zero. Dwójka zjawiła się w ustalonym miejscu spotkania... na wpół zaskoczona i rozczarowana jednocześnie. Spodziewali się jakiejś kliniki medycznej, a miejscem prezentacji okazał się być opuszczony magazyn gdzieś na obrzeżach miasta, „ubarwiony” kilkoma większymi namiotami. Koordynaty jednak zgadzały się, a wynalazcy sprawnie zostali zaprowadzeni do magazynu, aby spotkać się z inwestorami. Pomimo niezbyt dobrego pierwszego wrażenia, inwestorzy zapewnili, iż wybrane przez nich miejsce spełnia wszystkie standardy i na pewno sprosta wymaganiom dwójki.

Wszczepienie implantu pacjentowi odbyło się bezproblemowo w jednym z namiotów, który został specjalnie przystosowany do tego celu zgodnie z wcześniejszymi wytycznymi Jamesa, który przeprowadził cały zabieg w asyście swojego przyjaciela oraz lekarza zapewnionego przez inwestorów. Sam pacjent nie był co prawda zbyt rozmowny, jednak wyraził radość w związku z możliwością przysłużenia się nauce, co również podniosło wszystkich zebranych na duchu.

Po kilku godzinach poświęconych zarówno na kalibrację, jak i „oprzytomnienie” pacjenta, wreszcie można było przejść do tego, co najważniejsze. Czyli prezentacji, która przebiegła wręcz podręcznikowo.  Do tej pory ledwo co poruszający się pomimo protez obu rąk i nóg inwalida, po wszczepieniu mu interfejsu neuralnego i „odciążeniu” układu nerwowego, był w stanie na powrót biegać, skakać i dźwigać ciężary... a przynajmniej do momentu demonstracji działania wspomnianego bezpiecznika poprzez porażenie mężczyzny paralizatorem. Interfejs zadziałał jak należy, chroniąc użytkownika przed większością efektów porażenia, przez co test zakończył się sukcesem. Żywot kandydata również zakończył się. Nagle. Pomimo prób reanimacji, nie udało się przywrócić akcji serca, a dalsza prezentacja z oczywistych powodów została przerwana. Ku zaskoczeniu wynalazców, jeden z obserwatorów zapewnił ich, że „zajmą się należycie niefortunnym zdarzeniem”.


Heimdall Security

Zaskoczeni, rozbici, obdarci z nadziei na sukces swojego projektu, James i Aaron zaczęli rozważać zawieszenie prac i przedyskutowanie dalszej przyszłości Fenris Biotechnics, gdy ten sam inwestor niespodziewanie nie zwrócił się do nich ponownie, przedstawiając się jako główny inżynier Heimdall Security -  przez większość uznawaną za „prywatną armię” - oferując sfinansowanie ich badań i dalszej działalności, pod warunkiem, iż poprawią kompatybilność prototypu i stworzą możliwość zintegrowania go z mechanizmami bojowymi.

Z jednej strony, „zmilitaryzowanie” całego projektu wiązałoby się z nawiązaniem współpracy z potężnym inwestorem, która być może zapisałaby się na karcie historii i dołożyła swoją cegłę do poprawy obronności kraju.
Z drugiej jednakże, aplikacje wojskowe nigdy nie leżały w grupie docelowej wynalazców. N.I.C.E. miał przysłużyć się przede wszystkim medycynie możliwością szybkiej diagnozy niektórych pacjentów oraz uczynieniem  protez trwalszymi i bezpieczniejszymi dla nosicieli. To jednak oznaczałoby ciąg dalszy negocjacji i próby wypracowania wspólnego porozumienia nawet w obliczu widma, iż pierwotny zamysł twórców i tak prędzej czy później zostanie przeinaczony i wykorzystany do celów bojowych.

Ostatecznie, dwójka postanowiła wstrzymać się z podjęciem decyzji, ku niezadowoleniu inwestorów. Wizja zdobycia wielkiego bogactwa naturalnie przemawiała do Jamesa i Aarona, jednak związane z nim rozterki moralne również okazały się zbyt dotkliwe, aby je zignorować - nawet w obliczu tak lukratywnego układu.

W trakcie prowadzenia dyskusji z inżynierem, ciało martwego weterana zostało przeniesione do prowizorycznego „labolatorium” - niedużego namiotu obok magazynu, w którym to jeden z lekarzy niemal od razu zabrał się za usuwanie wszczepu. Naturalnie spotkało się do z dezaprobatą twórców - gdy tylko dowiedzieli się o tym, James zażądał, aby pozwolić mu usunąć wszczep osobiście.  Co prawda zezwolono mu na to, nie chcąc ryzykować uszkodzenia implantu, jednak gdy tylko Blackwolf zakończył cały proces, lekarz rozkazał oddać implant. Kiedy James odmówił, jego rozmówca dobył ukrytej pod kitlem broni...

Od tego momentu było już tylko gorzej. Próby negocjacji Aarona z lekarzem spełzły na niczym, a w desperackiej akcji, zamiast wręczyć prototyp, James cisnął nim w twarz lekarza, zaraz po tym rzucając się na niego i próbując go obezwładnić. Połączonymi siłami, wynalazcy ogłuszyli niedoszłego napastnika, teraz jednak wiedzieli, że muszą uciekać. James zabrał broń lekarza, a Aaron implant, po czym oboje opuścili namiot. Naturalnie nie zdążyli dotrzeć do samochodu, gdy ochroniarze połapali się w tym, co przed chwilą miało miejsce, praktycznie bez namysłu otwierając ogień do uciekających. Końcowy bilans? Aaron został postrzelony, a implant uległ uszkodzeniu.


Gambit

Choć członkowie Heimdall Security nie ruszyli w pościg, dwójka naprędce musiała zadecydować, co dalej. Kolejny telefon od niedoszłego inwestora zatrzasnął drzwi przed ich nosem, nie pozostawiając możliwości wyboru - jeśli oddadzą swój prototyp i podpiszą NDA (Umowę o zachowaniu poufności), śmierć ochotnika zostanie zatuszowana, „kradzież” prototypu wybaczona, zaś mężczyźni będą mogli dalej kontynuować pracę - oczywiście na rzecz swojego inwestora. W przypadku odmowy prototyp zostanie odebrany im tak czy siak, a oni trafią do więzienia za zabójstwo i kradzież własności firmy.

Może i kolejne drzwi przed nimi zostały brutalnie zamknięte... ale dla Jamesa to było za wiele. Sam zdecydował się na otworzenie innych. Z buta. Dotarłszy do ich pracowni, najpierw opatrzył Aarona, nim zaczął zgrywać wszystkie dane, zbierać dokumenty i zniszczyć całą resztę, której nie będą w stanie ze sobą zabrać. Mając swoich niedoszłych inwestorów na karku - i w najlepszym przypadku, może kilka godzin czasu - mężczyźni raz jeszcze postawili wszystko na jedną kartę. Zaprószyli ogień w swojej własnej pracowni, chcąc pozbyć się pozostałych śladów, wypłacili wszystkie pieniądze, jakie mieli na swoich prywatnych kontach, wynajęli prywatny odrzutowiec i czym prędzej opuścili kraj, aby spróbować swego szczęścia gdzie indziej. Ostatecznie padło na Japonię - a to i tak tylko dlatego, że James mówił po japońsku znacznie lepiej, niż Aaron po rosyjsku.



Keishi Saigai

Tokio, Marzec 2087.
Przybycie do kraju kwitnącej wiśni w praktycznie na wstępie powitało ich całą gamą problemów. O ile samo zjawienie się odrzutowcem nie było niczym nadzwyczajnym, tak stan Aarona pogorszył się przez czas lotu, co nie umknęło uwadze ochroniarzy na lotnisku, pośrednio prowadząc do zatrzymania dwójki i przekazania w ręce policji. Posiadanie niezarejestrowanej broni i niekompletny zestaw dokumentów nie ułatwiły sytuacji. Aaron trafił do szpitala, podczas gdy James w ramach aklimatyzacji i wycieczki kulturoznawczej musiał tłumaczył się gęsto przed oficjelami.

Potrzeba było poświęcić dużo czasu, aby wyjaśnić okoliczności przybycia do Tokio, jak i dlaczego jeden z nich miał świeżą ranę postrzałową. Co prawda plan wmówienia policjantom, iż jego współpasażer bawił się bronią i przypadkiem postrzelił samego siebie w momencie turbulencji był - delikatnie mówiąc - niespecjalnie skazany na sukces, jednak niespodziewanym wybawieniem okazała się być Komisarz Saigai, która nie dość, że wypytała go o całe zajście w jego rodzimym języku, to jeszcze po dogadaniu pewnych szczegółów puściła mężczyznę bez sprawiania dodatkowych, zbędnych dla obojga problemów, a ostatecznie cała sprawa stopniowo przycichła i finalnie została zaszufladkowana. Co prawda decyzja Komisarz dała Jamesowi o sobie znać w niedalekiej przyszłości, był to jednak materiał na oddzielną historię.
W tamtej chwili jednak nie oznaczało to końca problemów; Nie wiadomo było, jaki finał będą mieć wydarzenia w Stanach i czy ktoś podejmie śledztwo, które ostatecznie zwróciłoby uwagę byłych inwestorów ku Japonii. Priorytetem stało się więc znalezienie odpowiedniego miejsca, w którym można by opatentować, sprzedać lub w inny sposób spieniężyć swój wynalazek.


FujiLab
O ile jeszcze w Stanach, znajdywanie potencjalnych inwestorów przychodziło Jamesowi łatwo, tak w Tokio sytuacja miała się dokładnie na odwrót. Mając ograniczone informacje o technologicznych molochach i braku dojść do wewnątrz, mężczyźnie ciężko było udowodnić, iż jest poważnym przedsiębiorcą z równie poważnym wynalazkiem, a nie amerykańskim krętaczem, który próbuje naciąć azjatów na jakieś dziwne ustrojstwo. I raz jeszcze, gdy nadzieja zaczęła z wolna podupadać, „Mr. Wolf” został zaproszony na rozmowę przez reprezentanta zarządu FujiLab.

Powrócił znany niepokój, bliźniaczo podobny do tego, który towarzyszył mu przez cały okres przygotowywania się do pierwszej poważnej prezentacji. Co prawda prototyp został naprawiony na tyle, aby odzyskać wszystkie jego funkcje, nie był jednak stuprocentowo sprawny, co spędzało Jamesowi sen z powiek. Aaron wciąż pozostawał na obserwacji w szpitalu i nie mógł pomóc przy pracy - z dwójki założycieli Fenrisa, to Aaron głównie zajmował się technologią, James zaś grzebaniem w ludziach i jej aplikacją.

Mimo to, mężczyźnie udało się zaprezentować swój wynalazek przed zarządem FujiLabu. Opinie były... mieszane. Szybko dało się poznać, że pod względem technologicznym, Japonia stoi wyżej względem Stanów, a sam prototyp nie jest na tyle sprawny, aby zarząd mógł go zatwierdzić... jednak z drugiej strony, niektóre zastosowane rozwiązania były na tyle innowacyjne, iż dla nich samych sam projekt był godny uwagi i inwestycji. Koniec końców, udało się dojść do porozumienia. Fenris Biotechnics otrzymało dotację od FujiLabu oraz raptem miesiąc na udoskonalenie prototypu, a następnie zaprezentowanie go ponownie przed zarządem. Zastrzeżono jednak, że tym razem, pośród zebranych znajdą się również eksperci, którzy ocenią wynalazek znacznie krytyczniejszym okiem.

Oczekiwania były spore, presja jeszcze większa, a czas na realizację zadania boleśnie krótki. Dzięki funduszom z dotacji, James wynajął najwyższe piętro jednego z niewielkich budynków mieszkalnych gdzieś we wschodniej dzielnicy. Były tam trzy mieszkania - wynajął dwa z nich, jedno przerobił na pracownię, drugie na sypialnię, kuchnię i magazyn w jednym, w końcu dwójka musiała gdzieś spać i przygotowywać ramen. Kiedy nie udało mu się przekonać właściciela do zezwolenia mu na wyburzenie ściany między dwoma mieszkaniami, aby powiększyć przestrzeń operacyjną, niezrażony razu zabrał się do pracy. To jest całkowitej rearanżacji wnętrza i przystosowania całości do nowej roli. Zanim jeszcze Aaron opuścił szpital, praca nad nowym prototypem N.I.C.E. przynosiła już pierwsze rezultaty. To, co w Stanach zaliczało się do najnowszych osiągnięć technologii, w Japonii było na półkach już od kilku lat, a - pomijając nieznajomość rynku i mieszane opinie na temat „obcego” - zarazem łatwiej dostępne i nieco tańsze.

Prace ruszyły ze zdwojoną siłą, proces integracji wszczepu z japońską technologią przebiegał zaskakująco sprawnie, a i w trakcie prac zespół wpadł na parę rozwiązań, które usprawniłyby działanie implantu. Większe postępy w dziedzinie miniaturyzacji i przesyłu danych bezpośrednio wpłynęły na rozmiar implantu oraz usprawniły przewodzenie sygnałów, dając więcej elastyczności w dostosowywaniu implantu do pełnienia konkretnych funkcji.
Zarząd FujiLabu postawił poprzeczkę wysoko, oni sami zaś podnieśli ją jeszcze o kilka centymetrów. Do ostatniego dnia pracy, szli praktycznie łeb w łeb z topniejącym czasem na wykonanie zadania.


Godzina zero
3 maja, 2087

Nadszedł długo wyczekiwany dzień. Druga generacja N.I.C.E. była prawie gotowa do prezentacji. Zamiast jednak prezentować działanie implantu na żywym pacjencie,  zaproponowano test w symulowanym środowisku, dając możliwość zmiany różnych czynników na bieżąco. (Chociaż brak ochotników również grał tu dość... decydującą rolę.) Spakowawszy wszystkie potrzebne rzeczy - a było ich kilka walizek - James i Aaron wyruszyli w drogę ku siedzibie FujiLabu. Wyciągnęli lekcje z poprzednich swoich doświadczeń, wykorzystali je w pełni możliwości i czuli, że tym razem odniosą sukces. Byli przygotowani jak nigdy wcześniej.

Był środek dnia, jednak mimo to niespodziewany błysk rozświetlił całe niebo, oślepiając mieszkańców na kilka sekund. James i Aaron jechali akurat drogą ekspresową. Na całe szczęście w pojeździe autonomicznym, tak więc ten pozostał niewzruszony. Podążający za rozbłyskiem podmuch wiatru wyłączał jednak całą elektronikę na swojej drodze.

James i Aaron jechali akurat drogą ekspresową. Na całe nieszczęście w pojeździe autonomicznym.


21 Lipca, 2087

Blackwolf obudził się w jednym ze szpitali w kołnierzu ortopedycznym. Zbadano jego stan, a w międzyczasie opowiedziano mu o Incydencie Kuro i stanie obecnej sytuacji politycznej - to jest odcięciu Japonii od reszty świata i ogólnej blokadzie. Dwa miesiące życia zostały mężczyźnie odebrane praktycznie w mgnieniu oka.Co zaś tyczyło się samego wypadku - Aaron wyszedł z niego prawie że bez szwanku, jednak prototyp został poważnie uszkodzony, a pomimo usilnych prób porozumienia, kontrakt z FujiLab został zerwany. Co więcej - inwestorzy zażądali zwrotu połowy swojej dotacji. Aaron zadłużył się u jakiegoś nieznajomego lichwiarza, aby spłacić dotację, jednak tę wiadomość póki co zostawił dla siebie. Na domiar złego, James na skutek wypadku doznał uszkodzenia trzech kręgów w odcinku szyjnym kręgosłupa. Nie zagrażało to co prawda jego życiu, jednak wymagało leczenia, możliwie jak najszybciej.

Przyszłość Fenris Biotechnics po raz kolejny stanęła pod znakiem zapytania. Na szczęście James, który odzyskał już przytomność, wpadł jeszcze na jeden, być może ostatni pomysł, jak znów mógłby dźwignąć się z kolan. Niestety, Aaron był zdecydowanie przeciwny pomysłowi... co jednak nie powstrzymało mężczyzny przed jego realizacją.


Sengoku Jidai
W tajemnicy przed swoim przyjacielem, James doszedł do porozumienia z jednym z zaznajomionych już genokratów z FujiLabu, sprzedając mu plany niektórych rozwiązań z N.I.C.E. w zamian za pewną sumę pieniędzy... i wszczepienie Blackwolfowi sekcji częściowo odbudowanego przez Aarona implantu. Swojemu przyjacielowi natomiast powiedział, że FujiLab zdecyduje się rozpatrzyć ponownie ich wniosek, pod warunkiem, iż James sam będzie obiektem testowym swojego wynalazku. Pomimo podejrzeń po ich ostatniej rozmowie, Aaron zdecydował się pomóc przyjacielowi, przygotowując implant do wszczepienia Jamesowi... tylko po to, by ten później zgarnął solidną sumę za sprzedaż niektórych planów i nic w zamian.

W mocno zubożonej siedzibie Fenrisa - Aaron sprzedał większość co droższego ekwipunku, aby spłacić część inwestycji - dwójka pokłóciła się. Tam, gdzie Aaron widział zdradę swojego przyjaciela i nadużycie jego zaufania, James widział kolejną szansę od losu. Pieniądze zyskane ze sprzedaży planów wystarczyłyby, aby zrobić trzecie podejście do całkowitego odbudowania implantu, w końcu Aaron posiadał na tyle dużą wiedzę, iż brak planów nie stanowiłby dla niego przeszkody. Niestety również wtedy wyszła na jaw kwestia zadłużenia się u lichwiarza. Teraz to James miał powód, aby oskarżyć towarzysza o lekkomyślność. Jedną zaciekłą wymianę zdań, złamany na kolanie tablet i dwa zniszczone krzesła później, obaj rozeszli się w swoje strony, mamrocząc pod nosem obelgi maści wszelakiej.

Późniejsze próby nawiązania kontaktu z Aaronem spełzły na niczym, przyjaciel odciął się od Jamesa i skupił na tylko sobie znanych rzeczach.


Dao
Coraz bardziej sceptyczny James zaczął powoli odsuwać na bok plany związane ze stworzeniem nowego implantu. Wiedział, że bez pomocy Aarona zadanie będzie to bardzo ciężkie - a w obecnej sytuacji finansowej praktycznie niewykonalne. Na skutek Incydentu Kuro, opuszczenie Japonii było niemożliwe, James musiał więc skupić się na poprawieniu swojego położenia tu i teraz.
Tak, jak za czasów swojego startupu, potrzebował znaleźć jakiś punkt zakotwiczenia i zdobyć pewniejsze źródło zarobku. Znał się na implantach, miał doświadczenie w pracy na ostrym dyżurze, znajomość pokrewnych dziedzin medycyny dawała mu solidne kwalifikacje pod własną działalność... których to kwalifikacji jednak nie miał oficjalnie jak potwierdzić. Japonia została niejako odcięta od świata zewnętrznego i gdyby nie to, mógłby zaprezentować pełny profil swojej „firmy”, dyplom i świadectwo pracy z Accident & Emergency Department... Mężczyzna z każdą kolejną rozmową uświadamiał sobie beznadzieję sytuacji, w jakiej się znalazł. Brak odzewu od Aarona również nie ułatwiał. Ciągły stres ponownie zaczynał zbierać swoje żniwo i odciskać się na psychice mężczyzny.
Przygnębiony, regularnie zaczął odwiedzać jeden z pobliskich barów, w ramach tymczasowej ucieczki od swoich problemów topiąc je w alkoholu albo tanich nocnych klubach. Nawiązał kilka znajomości, zasięgnął porad od różnych osób, ostatecznie ktoś zasugerował mu, aby ten albo wyrobił sobie fałszywą licencję lekarza... albo wybrał dłuższą, droższą, ale bezpieczniejszą ścieżkę - przygotował się i przystąpił do serii egzaminów, które potwierdziłyby jego kwalifikacje, a przy dobrych wiatrach, ostatecznie zaowocowały oficjalnym uprawnieniem do wykonywania zawodu.

Z jednej strony, James nie miał za wiele środków, aby pozwolić sobie na plany długoterminowe, z drugiej zaś, bawienie się w podrabiane licencje mogłoby go w ostatecznym rozrachunku kosztować znacznie więcej. Niemniej jednak, po rozważeniu wszystkich za i przeciw, wybrał drugą opcję - na wykonywaniu praktyki w pełni legalnie może tylko zyskać, nawet, jeśli pierwotnie będzie go to kosztować więcej.


Gaijin

Wdrożenie się w system japońskiej edukacji i konieczność przyswojenia sobie dotąd nieznanych terminów medycznych spędzała mężczyźnie sen z powiek przez kolejne dwa miesiące. Fundusze zgodnie z założeniami kończyły się, a i on sam idąc przykładem swojego milczącego przyjaciela, zaczął rozważać sprzedanie części wyposażenia pracowni... gdy nagle tknęła go inna myśl. Fakt faktem, był na ścieżce do zdobycia kwalifikacji i legalnego prowadzenia działalności... Ale rozpoczęcie praktyk zawczasu przysłużyłoby się zarówno doświadczeniu mężczyzny, jak i jego portfelowi. Zaczął więc świadczyć swoje usługi co biedniejszym i bardziej potrzebującym mieszkańcom, których nie stać było na pełnoprawne usługi medyczne.

Naturalnie zdobywanie klientów z początku przychodziło mu nader opornie, a wszyscy, którzy zawitali w jego progi byli albo znajomymi Jamesa z baru, albo znajomymi tychże znajomych, którzy dowiedzieli się o Fenrisie pocztą pantoflową. Było to ryzykowne posunięcie, a gdy któregoś dnia w progu jego pracowni zjawiła się już dobrze mu znana Komisarz Saikai, James spodziewał się najgorszego. Okazało się jednak, iż pomimo zgłoszenia mężczyzny za nielegalne praktyki, również i tym razem wszystko skończyło się dobrze.

Mimo to, James jakoś był w stanie utrzymywać swoją sytuację finansową na w miarę bezpiecznym poziomie, zarazem poszerzając swój słownik i wiedzę, co w miarę upływu czasu zaczynało przynosić pierwsze wyraźne rezultaty. Poczuł się na tyle pewnie, aby spróbować swoich sił w kursach w rozszerzonej rzeczywistości, a kiedy i je ukończył - czasem dopiero po kilku podejściach - wreszcie przystąpił do oficjalnego egzaminu... i zdał go. Co prawda nie było oblewania się szampanem, stu procent na kartce czy innych rzeczy, jakie James pamiętał z czasów swoich studiów, miał jednak w ręku to, na co od początku do końca zapracował. Mógł zacząć legalnie wykonywać swój zawód... oczywiście po zapoznaniu się z małą encyklopedią wymogów, jakie wiązały się z prowadzeniem własnej kliniki.

Kiedy jednak mężczyzna wrócił do domu aby odpocząć, nacieszyć sukcesem i ustalić dalszy plan swojego działania, zastał obrabowane mieszkanie. Brakowało większości lekarstw, skradziono holoprojektor i część narzędzi medycznych. W pierwszym odruchu James rzecz jasna chciał powiadomić odpowiednie służby, szybko jednak rozsądek przypomniał mu, że tym sposobem sam ściągnąłby na siebie uwagę policji, która wykryłaby jego nielegalne praktyki. Jeśli chciał iść w tym kierunku, musiał pozbyć się dowodów świadczących o jego pracy na boku.
Mając już jednak duże doświadczenie, wiedział, jak należycie zamaskować swoją działalność i sam zabrał się ukrywanie pozostałej aparatury i ponowne przearanżowanie wnętrza tak, by bardziej przypominało to z czasów pracy nad implantem, nim złożył zawiadomienie o włamaniu. Co prawda i tym razem musiał złożyć obszerne zeznania i pozwolić policji zebrać materiały dowodowe, na szczęście będąc już bardziej komunikatywnym i zaznajomionym zarówno z panią Komisarz, jak i samym życiem w Tokio, a dodatkowo posiłkując się dokumentacją z czasy współpracy z FujiLab oraz świeżo wyrobioną licencją, w pełni skierował uwagę policji ku włamywaczom.

Spodziewał się, że kolejne wezwanie do stawienia się na komisariacie będzie związane z oględzinami przestępców. Tym bardziej zaskoczony był, gdy zaproszono go na oględziny zwłok. Gdzieś z tyłu głowy przeczucie podpowiadało mu, co go spotka oraz jak potoczy się reszta dnia.
Cóż, przynajmniej po zwymiotowaniu w policyjnej toalecie zaoferowano mu kawę i coś na uspokojenie nerwów.

Większość skradzionego sprzętu została już dawno spieniężona, tak więc jedyne, na co mężczyzna mógł liczyć, to wypłata odszkodowania, które i tak w żadnym stopniu nie było w stanie ani przywrócić przyjaciela do życia, ani urządzić w pełni swojej przyszłej kliniki. Wydarzenia ostatnich miesięcy raz jeszcze odcisnęły się piętnem na psychice mężczyzny, który zawiesił swoją działalność na kilka tygodni. Niewielu jest w stanie powiedzieć, gdzie był ani czym trudnił się przez ten czas.


Kanbun
Okoliczności poznania Hanzo Hayashiego pozostają tajemnicą dla osób niezwiązanych z Yamaguchi.

Ci, którzy jednak zasilili szeregi organizacji, zapewne słyszeli już nieraz historię, jak po nieplanowanej wymianie ognia w barze, postrzelony Kanbun został prawie siłą zaciągnięty do warsztatu Blackwolfa, w którym to lekarz udowodnił, iż w przypadku zniekształconego pocisku i obficie krwawiącej rany, brak pęsety, kleszczy do ran i drenu nie stanowi przeszkody przy usuwaniu zniekształconego pocisku, o ile tylko ma się odpowiedni magnes i skaner tkanek głębokich.

Jak to później stwierdzono półżartem: „Sytuacja win-win-win”. Hanzo zyskał nowego przyjaciela i potencjalnego rekruta, James zyskał zleceniodawcę oraz pożyczkę na zaskakująco przystępnych warunkach, Yamaguchi zyskali zaś usługi lekarza, który znał się równie dobrze na łataniu organicznego, jak i protetycznego ciała.

Tym większa była radość, gdy po spłaceniu swojej pożyczki - po części w sposób konwencjonalny, po części równowartością świadczonych usług - „Mister Wolf” wyraził chęć kontynuacji współpracy z Yamaguchi już jako Bosozoku. Co prawda nie był stricte lekarzem na wyłączność... ale Hanzo jakoś przekonał Ojca, do tego, by pozwolił Jamesowi prowadzić rozwijać swoją działalność w sposób możliwie jak najbliższy naturalnemu.


Dr. Fenris, Mr. Wolf (Albo na odwrót.)

Fenris Biotechnics zmieniło się w „Fenris Solutions”, a i sam James częściej zaczął posługiwać się pseudonimem „Wolf” i „Fenris”, co właściwie było dla niego wygodniejsze, jako iż regularnie zwracano się do niego w ten sposób tak czy siak. Dodatkowo słuchanie wymowy japończyków czasami powodowało mimowolny uśmiech na twarzy mężczyzny, który teraz stał się mimo wszystko nieco bardziej zdystansowany, czasami wręcz apatyczny. Ciężar dotychczasowych doświadczeń odcisnął się na tej sferze jego osobowości, stopniowo przystosowując Fenrisa do nowego życia w równie nowym świecie.

Styl mężczyzny jednak wciąż pozostawał niezmienny, faworyzując- w jego mniemaniu - eleganckie, choć teraz już raczej staromodne ubrania: Długie, ciemne płaszcze, marynarki, kapelusze typu trillby czy fedora, nierzadko chodził też pod krawatem nawet w takie miejsca, jak bary, restauracje czy zwykły sklep spożywczy. Znajomi kilkukrotnie dostrzegali też broń wystającą zza pasa, jednak nie zadawali pytań. Z drugiej strony Fenris sam z siebie wspominał, że nie każdy pacjent przychodzi do niego w dobrych intencjach, a i na ulicach nie bywało bezpiecznie. Coraz częściej widywano go na strzelnicy, czasem w „asyście” osób, którzy nie wyglądali na klientów doktora, jednak niekiedy i funkcjonariusze prawa składali mu wizyty, nie zawsze jednak w mundurze. Było to co prawda podstawą, która mogła zrodzić kilka pytań... jednak w praktyce, mało kogo interesowało uzyskanie odpowiedzi na nie. Doktor nie zadawał zbędnych pytań, a i w zamian nie słyszał ich za dużo.

Do swoich pacjentów podchodził jednak na swój sposób profesjonalnie, wysłuchując tego, z czym do niego przychodzili, szybko sporządzając notatki, dopytując o istotne rzeczy i oferując możliwe sposoby rozwiązania problemu. W większości przypadków były to oczywiście naprawy protez czy kalibracja wszczepów - I o ile z tymi drugimi miał czasem problem z racji braku wyspecjalizowanego sprzętu, tak nawet drobne, podstawowe korekty potrafiły wiele zmienić u niektórych pacjentów, dla których prosta korekta u Fenrisa za ułamek ceny pełnej kalibracji w klinikach FujiLabu stanowiła zdecydowanie lepszą alternatywę.


Fenris Solutions

Dotychczasowy warsztat i miejsce pracy Jamesa zaczęło przechodzić powolną renowację. Mężczyzna odświeżył wnętrze, zburzył ścianę dzielącą dwa mieszkania (tym razem przekonanie właściciela budynku przyszło znacznie łatwiej) stopniowo zakupił podstawowy sprzęt medyczny, część zbędnego już ekwipunku sprzedał albo rozłożył na części i wykorzystał w inny sposób, miesiąc później otwierając swoją klinikę, niejako połączoną z warsztatem i mieszkaniem jednocześnie.

Choć w samej klinice pracował tylko on sam, nie narzekał ani na brak klientów, ani też ich nadmiar. Za namową i pomocą jednego ze swoich znajomych, stworzył w NeoWebie stronę swojej kliniki, reklamując zarówno swój szeroki wachlarz usług, jak i za jej pośrednictwem łatwiej organizując terminy dla swoich pacjentów w zależności od tego, z jakim problemem zamierzają się zgłosić.

Jeśli zaś chodziło o samych pacjentów, Doktor Fenris również nie przykładał dużej wagi do tego, z której warstwy pochodzili i do jakiej grupy przynależeli. Yamaguchi, Kyūshi, mniej lub bardziej zamożni obywatele - dla niego byli to w dużej mierze jednakowi pacjenci. Ten i ten był potrzebujący, prawda? Z jednej strony, zyskiwał tym reputację bezstronnego lekarza, z drugiej zaś, powodowało to mimo wszystko drobne spięcia - Blackwolf jednak nie przejmował się tym zbytnio.

Pomimo niejawnej współpracy z Yamaguchi i protekcji z ich strony (zapewnionej dzięki uprzejmości Kanbuna Hanzo), Fenris skupił się na budowaniu wizerunku kliniki „Fenris Solutions” oraz jej najbliższego otoczenia jako swoistego „terenu neutralnego”, gdzie wszelka wzajemna wrogość jest - delikatnie mówiąc - niemile widziana. Na wszelki wypadek zadbał jednak o dość podstawowe zabezpieczenia w postaci wzmacnianych drzwi i kamerach rejestrujące ruch na klatce schodowej kończąc.

Klinika została oficjalnie otwarta pół roku temu, ale dopiero niedawno „Mr. Wolf” mógł wreszcie odetchnąć pełną piersią i przyznać przed samym sobą, iż nie musi już rozglądać się za kolejnymi otwartymi drzwiami.

Alchemist
Alchemist
Administrator
https://oldbutgold.forumpolish.com HTTPS://MIRAI-JISEI.FORUMPOLISH.COM

Post dodany: 20/9/2021, 02:19
Karta zaakceptowana

Wynagrodzenie: 20 PA, 500 ¥

Zebrane PA i ¥ możesz wydać w tym temacie. Natomiast wnioskować o mieszkanie w tym.

Zostałeś przypisany do grupy Yamaguchi.
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry